Day 5
Z MyTracks:
.
Poranek piękny jak każdego dnia wczeniej, zdążyliśmy sie już do tego przyzwyczaić.
Jemy śniadanie w towarzystwie innych moturzystów, pakujemy graty i wiioo w kierunku na Ponttebe
Z tym pakowaniem i wio, to trochę za szybko nam wyszło.
Jeden z nas zapomniał dopakować kilku elementów wyposażenia i musiał zawrócić – my czekaliśmy na górze…
… a na górze koń ( w sumie taki duży pies – na konia był za mały),
najpierw chciał odgryżć głównemy strategowi lusterko.
Potem jednak stwiedził że coś ciekawszego musi być w nowym tankbagu Tomka.
Skończyło się przygazówką i pies uciekł. Dobrze że nie kopnął…
Tu już jesteśmy w Słoweni ( mam nadzieję że nie pomyliłem kraju, są dwa kraje w Europie o takiej samej nazwie, coś jak ….)
Tak czy inaczej najpierw wiechaliśmy pod wielką górę. Dowcipnisie odpowiedzialni za budowę drogi na początku odcinki
proste wylali pięknym asfaltem, zakręty i serpentyny – piękną kostą granitową typu “kocie łby”.
Wyżej już zapomnieli o tej regule i pyło na przemian, kostka, astalt, piasek, dziura.
Ale jakoś dojechaliśmy i w dół
Na dole droga była przepiękna, długie płaskie odcinki, o łagodnych łukach, i tak kilkadziesiąt km.
Po pół godzinie jazdy, pół godziny picia kawy w przydrożnym lokalu, i malowanie pasów na drodze – CIEPŁO BYŁO..
A tu już zdjęcia z MANGRT ROAD. Warto zobaczyć łatwo przeoczyć, jak na lewym zakręcie nie skręcisz w podrzędną drogę
polecam sprawdzić na naszej mapie gdzie to jest
Kolekcjoner z Gradem.
Grad ze Stategiem
Tomek z dupą w górach.
Kolejny lunch, tym razem na wielkim szczycie.
Wjazd na na tę drogę kosztuje chyba 5 Eur, droga jest wąska i zniszczona – ale nie aż tak strasznie, w sumie warto,
widoki super, jak nie spotkasz kampera lub autobusa zjeżdzającegów w dół to jest ok.
Kanapka, z końserwą, końcetratem pomidorowym, jabłkiem.
Ciekawe czy ktoś tu nie jest w odmiennym stanie…
Dodał jeszcze brzoskwinie, albo coś się urobi albo zesra.
Warto naprawdę tam zajechać będąc w okolicy.
A tu juz jesteśmy we Włoszech, piękna pogoda, piękne miasto, piękny rynek, smaczna kawa, wqr..iony strateg.
Jakaś szkoła zielona zorganizowała sobie zabawę w odnajdywanie detalii ze zdjęć 🙂
znowu ten ryneczek od kawy.
Jak by tu pojechac żeby nadrobić tę kawę, ale niczego nie pominąć… hmm 200 km zostało, powiem Mumkowi że 60 km
i za godzine będziemy w Austrii – może łyknie
A to przesympatyczna Pani kelnerka, ktora przyszła z notesem dzielnie
przyjąć zamowienie. Wiec mówimy, że chcemy trzy piwa Weitzeny i trzy regularne Pilsnery.
Dzielnie zapisała, przytaknęła no i zniknęła.
Po czy wraca i niesie sześć Pilsnerów, no to pytamy o co come on, zamawialismy inaczej.
A Pani na to, że przyniosła to i cyt. “because I don’t understand”
do dzisiaj nie wiemy co w notesiku zapisywała
Ale wypiliśmy Pilsnery i domówiliśmy pizze.
No a Wojtek miał kolejną fotke 😉
A tu mamy fotkę z noclegu tego dnia. Znalezienie tego noclegu mogłby opisać Monty Python w jednym ze swoich filmów.
Nie Mumek, zamawianie Piwa to był cyrk na kółkach 😉
Znowu miejsce naszego noclegu z tego dnia – suszenie tego co się spociło lub wyprało.
Laleczka Chucky i Wojtki.
Laleczka jest po środku