Dzień 8
Niestety szprycha nie dotarła więc koło godziny 9:00 wystartowaliśmy z planem opuszczenia dzisiaj Serbii i wjechaniem do Kosova. Zastanawiało nas tylko czy ktoś się przyczepi do naszego tranzytu przez Serbię, który trwał pięć dni 😉
Ponieważ motocykle po wczorajszych szlakach górskich nie wyglądały – jeszcze przed śniadaniem udało się je trochę ogarnąć.
Nasze śniadanie – ostatnie serbskie 😉
Przejżdżamy przez park Kopaonik – co prawda nie za szybko bo na samym szczycie musieliśmy poczekać koło 40min aż asfalt położą i trochę przestygnie 😉
Naszym kolejnym celem było Devil’s Town. Dotarliśmy ale okazało się, że z parkingu to około 1-2km spaceru. I na dodatek płatność za wstęp tylko gotówką i nawet Euro nie chcięli przyjąć. Tak więc innym razem 🙁
No i jedziemy na granicę z Kosovem. Nie do końca wiedzieliśmy czy ją przekroczymy, bo różne wieści do Nas docierały. No i nie mieliśmy testów PCR. Na granicy na szczęście serbski pogranicznik zajęty był rozmową przez komórkę i nie spojrzał na datę wjazdu do Serbii 😉 wziął paszporty, dowody rejestracyjne i po chwili w jego wzroku odczytałem – “bierzcie to i spadajcie”.
Przed nami pogranicznicy kosowscy. Okazało się, że przemili ludzie mówiący ładnym angielskim, powiedzieliśmy, że jesteśmy zaszczepieni, padło słowo klucz tranzyt, pogadaliśmy, Pan poinformował nas, że za 10E musimy kupić ubezpiecznie bo w ich kraju zielona karta nie działa i już po 15 minutach byliśmy w Kosovie. Przy okazji dostaliśmy od kosowskiego pogranicznika przepis co zrobić w drodze powrotniej na granicy z Serbią bo Serrbia nie uznaje Kosova jako kraj niezależny.
Ponieważ już wiedzieliśmy, że nie będziemy wracać przez Kosovo tak jak było w planach to postanowiliśmy wypić kawe w Prisztinie. Na światłach poprosiliśmy lokalnego motocyklistę, żeby popilotował nas do centrum.
Po przerwie kawowo/ciastkowej pojechaliśmy w głab Kosova. Po drodze specjalnie wjeżdzaliśmy do mniejszych miasteczek, żeby zobaczyć jak ten kraj wygląda. Ten kraj momentami to taki bazarowy Egipt;-) ale ludzie bardzo sympatyczni.
Postanawiamy zostać na noc w mieście Mitrovica. Miasto z ciekawą historia i mostem o ironio, ktory nazywa się Most Pokoju, a jest nieprzejezdny dla aut i pilnują tego po obu stronach żołnierze KFOR. Ciekawostką jest to, że po jednej stronie mostu mieszkają Serbowie i obowiazuje waluta Dinar, a po drugiej kosowscy Albańczycy i obowiązuje Euro – zresztą jak w całym Kosovie. Jak powiedział lokalny motocyklista – “pożyczyliśmy sobie Euro od EU” 😉 Zapytałem żołnierza KFOR po co pilnują tego mostu skoro obok są dwa inne i zupełnie przejezdne – odparł, że dla symbolu….
Śpimy w hotelu na przedmieściach ale już wiemy, że za 3E taksówka zawiezie nas do centrum na kolacje. MY spaliśmy na górze, a motocykle w garażu pod nami.
Wieczorem wróciliśmy do centrum z postanowieniem na przetestowanie lokalnego street food’u
Filmowe podsumowanie dnia z kamery Seby
Statystyki drogowe z dzisiaj
Trasa z dzisiejszego dnia