Dzień 3
Kolejny piękny dzień.
Zaczynamy go od śniadania. Jak się okazało hotel został oddany do użytku 3 miesiące temu. Trochę cygańskie klimaty ale czysto schludnie, pachnąco i z klimatyzacją. Dodam, że za cały nasz pobyt w tym śniadanie i kolacja + piwo zapłaciliśmy za dwie osoby chyba 42E.
A to ekipa z UK, która wybrała się na miesięczną wyprawę po Europie – chyba dopóki bez wiz mogą 😉 Spędziliśmy razem bardzo miły wieczór przy piwie. Jak się okazało kilka dni później jeden z nich miał crash i chyba do dzisiaj (2019.07.08) jest w szpitalu w Albanii.
No to ruszamy kierunek Theth. Pierwsze jakieś 45km po asfalcie.
I tu się skończył asfalt. Spotykamy lokalesa, który zbudował swój motocykl z tego co znalazł.
Dosłownie po 500 metrach szutru szybki postój w knajpce i spotykamy parkę z Oławy na moto. No i dalej do Theth 16km po czymś co raczej cech drogi nie miało.
Ponieważ droga była jedna więc ja ruszyłem pierwszy a Darek jeszcze konwersował. Tuż przed samym Theth na rozdrożu pojawił się znak “Theth coś tam” po albańsku. Pomyślałem, że to inna ścieżka do Theth wiec pojechałem za znakiem. To nie był dobry pomysł, ale odwrotu nie było, trzy strumyki pokonałem ale czwarty miał z 10m no i kończył się piaseczkiem, w którym mój motocykl postanowił utknąć. Chwilę zajęła mi walka przy +40 stopniach z 300kg moto. Ale udało się i do Theth dotarłem, gdzie Darek z ludkami z Oławy popijał już zimną cole. Odpoczęliśmy no i niestety trzeba było wracać tą sama drogą.
Wracamy. W samą porę bo jak dotarliśmy do asfaltu to nad Theth rozpętała się burza. Pierwszy raz wyłączyłem ABS i kontrolę trakcji w moto, żeby dało się jechać.
Trasa do Theth i z powrotem zajęła nam ponad pół dnia, a to w sumie tylko około 120km. Jedziemy dalej. Chytry plan był taki, że docieramy do Komani wsiadamy na prom i płyniemy podziwiając krajobrazy. No ale plan legł w gruzach bo się okazało, że prom odpływa raz dziennie o 9 rano, a my byliśmy tam koło 17:00. Zastanawialiśmy się nad spaniem tam ale jakoś nam się wiocha i klimat nie podobał…a dodam, że do Komani prowadziła również niby droga jakieś 25km jazdy po wszystkim… No to szybka decyzja, że rezygnujemy z promu i objeżdżamy trasę promu drogą. A to okolice jeziora Komani.
Udało mi się wypatrzeć przy drodze jakąś tabliczkę z napisem przypominającym agroturystykę i pojechaliśmy tam za znakami nowiutką droga – nowa bo prowadziła wprost do meczetu. A agroturystyka była po drugiej stronie ulicy. I to był nasz nocleg. We wsi około 40 domów, brak internetu, tylko cztery auta. Właścicielka powiedziała, że jak potrzebuje internet to idzie do miasteczka bo to blisko tylko 7km ;-). Przygotowano nam nawet klimatyczny stolik na tarasie z lokalnym jedzeniem. Niestety Darek skusił się na lokalne wino…przeprosiłem właścicielkę i powiedziałem, że nie dam rady tego pić ale ma Whisky, które będzie lepiej pasowało do podanego jedzenia 🙂
Niestety około 5 rano Imam zaśpiewał nam piosenkę i nie dało się jej nie usłyszeć…
Trasa dnia trzeciego 260km
Dzień trzeci w filmowym skrócie