Day 8 (około 520km)
Z MyTracks:
Bargeme o świcie.
Miejsce było tak urokliwe, że wstałem o 6:00, żeby porobić trochę fotek
I jeszcze trochę wnętrz ze śniadania
A to Anne, która to ogarnia – mega sympatyczna, mówi tylko po francusku ;(
Ale nagadaliśmy się, że ręce bolały …
Na dzisiaj było przewidziane trochę tras, po których jeździ historyczny rajd Monte carlo.
Wydawalo się, że to będzie fajne miejsce na chwilowy odpoczynek i było…
Do momentu kiedy zalożyłem kask, w którym postanowiła zaparkować osa.
Nie jestem uczulony ale lepiej żądło było usunąć.
Szwajcarski scyzoryk to podstawa na takiej wyprawie.
Który facet ma pencete w kosmetyczce, a w scyzoryku była.
O osie pamiętałem cały dzień….
Najdroższe paliwo na wyprawie …
No i urodził się pomysł pohałasowania tłumikami BMW więc DB kilery zostały wymontowane
I już kolejny kanion w drodze do Włoch
A tu tablica informacyjna z nazwą kanionu.
W Valbergu coffee break
I jesteśmy na Isola 2000
A tu celowo zrzucony z zakrętu przeciętnie zapakowany samochód wakacyjny
daje do myślenia…
I widok z dołu
I docieramy na przełęcz między Francją, a Włochami
Col de la Lombard 2350 m.n.p.m
No i podejmujemy decyzję, że kierujemy się na najbliższą autostrade
i ogień w stronę Austrii, chcieliśmy dotrzec w okolice Bormio.
Mieliśmy ochotę na pizze – no ale pora nie ta…
Piknik na jakiejś pokrywie, bo na żadnym parkingu nie było sensownego miejsca
Za długo tymi autostradami nie pojechaliśmy, bo pojawiła się przygoda chyba numer 5.
Jadac jakieś 150km/h zobaczyłem cień na autostradzie i myślę- Wojtek Tenere najechał na jakiś
pasek klinowy…no niestety, to nie był pasek tylko łańcuch Wojtka, nie wierzyłem jak zobaczyłem, że włącza swiatła awaryjne.
Na szczeście łańcuch wypadł z zębatek i jak wąż zwiedził 3 pasy autostrady i wylądował na poboczu.
Wojtek miał więcej szcześcia niż Piotrek pierwszego dnia, któremu łańcuch zablokował koło.
Silą rozpędu zatrzymaliśmy się w zatoczce awaryjnej.
Wojtek i jego łańcuch…
No dobra Wojtek to dzwoń na assistance, no kurcze Seba nie zdążylem kupić assistance przed wyjazdem
Jeden z pierwszych punktów checklisty wyjazdowej : Kupić assistance…
A byla 19h w piątek we Włoszech.
No to “112” i już po 1,5h była laweta za 180E.
W międzyczasie pojawiła się obsługa autostrady i kierowca, który powiedział, że też jest motocyklistą włączyl koguty i na wstecznym i pojechał szukać łańcucha Wojtka. Jak go przywiózł – to pojawiła się nadzieja, że damy radę naprawić go – potrzebny tylko warsztat.
Co prawda Dario kompletnie nie wierzył, że uda się coś zrobić i coś miał kiepską minę…
Ale nadzieja umiera ostatnia
Pan bezzebny laweciarz powiedział, że zawiezie nas do swojego warsztatu. Co prawda on sie w ogóle nie zna na naprawach ale tam są wszelkie narzędzia – więc pojawiła się kolejna nadzieja.
Na terenie warsztatu był włoski bałagan, stare auta, kawałki motocykli. Mówie o jakaś stara rama, a Wojciech – może znajdę łańcuch …i w tej sekundzie wyciągnał zardzewiały łańcuch.
Okazało się, że łańcuch był tylko w kolorze rdzy, odrobinę szerszy niż miała tenera, trochę dłuższy ale w stanie całkiem do użytku.
W międzyczasie okazało się, że szef laweciarza to jakiś słynny we Włoszech biker, który jeździ po Afryce w akcji “Nakarmić Afrykę” i w zeszłym roku został postrzelony w Afryce. Więc są gorsze rzeczy na wyprawach moto niż szlif, opona, brak sprzegła, niedzialające biegi, brak świateł czy urwany łańcuch.
No to trzeba było zakasać rękawy i już po 2h łańcuch skrócony zakuty, wysmarowany – gotowy do drogi.
Co prawda była już 22-ga ale było tyle adrenaliny, że mimo burzy wokół postanowiliśmy pojechać dalej już krajowymi drogami w stronę Milanu.
Koło 1-szej znaleźliśmy hotel – dzięki Ci booking.com, a o 01:30 już po prysznicu szliśmy na piwo. Co prawda Dario odpuścił piwo – chyba za dużo wrażeń jak na pierwszą jego wyprawę moto, ale my we troje sporzyliśmy po dwa piwa i 02:00 byliśmy w łóżkach.
Nikt nie miał siły wymyśleć nazwy na spanie…
W filmowym skrócie: